piątek, 25 sierpnia 2017

Rozdział 9

Rozsiadł się wygodnie pod drzewem i oparł plecami o pień. Ze spokojem obserwował zachód słońca. Chociaż teraz miał chwilę spokoju. Łowcy stali się bardziej aktywni niż dotychczas. Co gorsze uaktywnili się ci silniejsi, słabsi już od dawna porzucili ten 'zawód', w trosce o swoje życie. W dodatku sprawa z trójką była niepokojąca. Można by wręcz nazwać go hybrydą, Shinigami i jinchuriki. Nie był pewien czy przez to, nie będzie musiał inaczej przejść treningu.
Ziewnął i przymknął oczy. Przez te sprawy był wymęczony, psychicznie i fizycznie. Nie miał siły już na to wszystko.
- Vulpis! - Podbiegła do niego Colea. - Zobacz!
Spojrzał na zielony płyn w fiolce, który Colea podsunęła mu pod nos. Zmarszczył brwi. Pamiętał, że dziewczyna pracowała nad jakimś projektem, ale nie mógł sobie przypomnieć o czym był. A może jednak mu nie mówiła?
- Co to? - zapytał.
Dziewczyna spojrzała na niego obrażona, robiąc grymas na twarzy. Tak, mówiła. Na pewno mówiła.
- Mój ostatni projekt, pamiętasz? Ten na łańcuchy.
Spojrzał uważniej na płyn, próbując sobie przypomnieć dokładne zastosowanie jakie miał posiadać roztwór. Na pewno miał w jakiś sposób pomóc im w walce z łowcami. Ale w jaki? Dziewczyna uderzyła go palcem w czoło, wybudzając w ten sposób z transu w którym się znalazł. Spojrzał na nią.
- Tymczasowo niweluje działanie łańcucha - odpowiedziała za niego. - Kiedy ty ostatnio odpoczywałeś? Wyglądasz jak trup.
Nie odpowiedział Colei i spojrzał przed siebie. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio się wyspał. Cały czas był w biegu, żeby pozałatwiać wszystkie sprawy i wszystkiego dopilnować. Jego sen ograniczał się do maksymalnie trzech godzin dziennie.
- Nic mi nie będzie, Colea - odpowiedział. Nie chciał martwić przyjaciółki.
Dziewczyna przewróciła oczami i prychnęła, kręcąc głową.
- Nie będę cię zbierać z podłogi w razie czego - powiedziała i odwróciła się w kierunku siedziby.
Uśmiechnął się lekko. Wiedział przecież, że w razie czego zawsze może na nią liczyć, a dokładniej na jej wynalazki. Colea ruszyła z powrotem do siedziby, zostawiając go samemu ze swoimi myślami. Spokój jednak nie trwał długo.
- Vulpis! - spojrzał na Albę. - Musimy pogadać, teraz.
Usiadła koło niego na trawie i wzięła kilka głębokich wdechów, żeby uspokoić się po biegu. Spoglądał na nią zdziwiony. To zwykle Colea biegała po całej bazie, najczęściej po to, żeby pochwalić się nowym wynalazkiem. Kiedy Alba kogoś szukała to oznaczało, że coś ważnego się stało.
- Pieczęć jest źle skonstruowana - wydusiła w końcu.
Spojrzał na nią zdezorientowany. Jaka pieczęć? Dziewczyna westchnęła w dezaprobacie na jego nie wiedzę.
- Toshiro ma źle skonstruowaną pieczęć. Jego ciało starzeje się dużo wolniej niż powinno.
Kolejny już raz zmarszczył brwi. Przecież starzeli się wolniej od żywych ludzi, więc w czym problem. Może jednak był zbyt zmęczony i nie dostrzegał w tym problemu?
- On wygląda jak dziecko! A dopiero co się dowiedziałam, że ma ponad 120 lat!
Zamrugał parę razy zdezorientowany. Jeżeli to co mówiła Alba było prawdą to rzeczywiście był problem. Colea też wyglądała na dziecko, ale ona ma dopiero 50 lat. Był dużo starszy od niej. Kto mógł skonstruować tak wadliwą pieczęć?
- Co robimy? - zapytała Alba.
- Najpierw musi przejść trening - odpowiedział. - Jeżeli spróbujemy zmienić pieczęć, kiedy nie ma pełnej kontroli może się zatracić. A wtedy zginie.
Alba przytaknęła i wstała z ziemi. Otrzepała się z piachu i spojrzała na niego.
- Wracam, muszę go jeszcze zaprowadzić na pola treningowe.
- Tylko unikaj tych kwiatów. Alas nadal ich nie przesadził, a prosiłem go już tyle razy - powiedział i westchnął.
Dziewczyna zaśmiała się delikatnie i odbiegła. Tym razem został już sam, nikt inny się nie pojawił, więc zamknął oczy, zapadając w niespokojny sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz