piątek, 25 sierpnia 2017

Rozdział 8

Obudził się późnym wieczorem, kiedy słońce już zachodziło. Nie otwierając oczu przewrócił się na prawy bok, żeby zyskać jeszcze trochę snu w tym wygodnym łóżku. Nagle zerwał się do siadu. Łóżku?! Rozejrzał się niespokojnie po pomieszczeniu. Ostatnie co pamiętał to ogród i senność, a potem głos.
Zsunął się z ogromnego łóżka i stanął na zimnych płytkach. Zmarszczył brwi. Spodziewał się raczej, że pokoje też będą utrzymane w drewnianych klimatach. Spojrzał na pokój, tym razem bardziej skupiając się na szczegółach.
Łóżko stało na środku przy ścianie, na prawo od niego znajdowały się drzwi. Na przeciwko wejścia stała szafa, najpewniej na ubrania, no bo na co innego. Tylko Urahara trzyma trupy w szafie. Przy szafie stało niewielkie, hebanowe biurko wraz z krzesłem. Postawiona była na nim mała, nieco staroświecka lampka. Na przeciwko łóżka znajdowały się kolejne drzwi. Najpewniej łazienka, bo Alba nie mówiła, żeby była tutaj jakaś wspólna.
Zauważył, że jego kapitańskie haori zniknęło. Ale nie przejął się tym za bardzo, przecież nie był już kapitanem, prawda? Teraz bardziej głowę mu zaprzątała sprawa tego jak się znalazł w tej sypialni. Sam tutaj na pewno nie trafił, najpewniej za jego transport tutaj była odpowiedzialna osoba do której należał głos. Nie był nawet pewien czy był w swoim pokoju, przecież nawet go nie widział.
Skierował się do drzwi i otworzył je. Zamarł w progu, zauważając dziewczynę, która tak jak on zamarła w pół kroku. Rękę miała podniesioną jakby chciała zapukać. Parę razy zamrugała brązowymi oczami. Długie blond włosy związane miała w niedbałą kitkę, a parę kosmyków opadało jej na twarz. Założone miała coś na wzór fartucha lekarskiego. W drugiej dłoni trzymała probówkę z zielonym płynem. Była minimalnie niższa od niego.
- K-kim ty jesteś?! - krzyknęła, wskazując palcem na niego. - Alba!
Obserwował ją z lekką obawą. Może nie wszyscy wiedzieli o jego przybyciu? Ale w takim razie czemu by chciała pukać do jego pokoju? Uświadamiając sobie jedną rzecz z niepokojem spojrzał na numer wypisany na drzwiach. Dziewięć.
Zza rogu wychyliła się Alba i pytająco spojrzała na dziewczynę.
- Co on robi w pokoju Vulpisa?! I kto to w ogóle jest?!
Alba przeniosła wzrok na niego i uśmiechnęła się lekko, nieco uspokajająco.
- Dobrze, że już się obudziłeś. Naprawdę nas zmartwiłeś - powiedziała, zbliżając się do nich.
- Ale kim on jest?!
Alba spojrzała na nią zdezorientowana, jakby nie wiedziała o co jej chodzi i przechyliła głowę. Po chwili jednak uderzyła pięścią w otwartą dłoń, przybierając wyraz triumfu na twarzy.
- To jest Toshiro, dzisiaj tu przyszedł. Jest jinchuriki Isobu. Chciałam cię poinformować, ale nie mogłam cię nigdzie znaleźć - nieco zakłopotana podrapała się po karku.
Dziewczyna spojrzała na niego, podejrzliwie mrużąc oczy. Czuł się jakby skanowała go, żeby potwierdzić słowa Alby. Obskoczyła go dookoła parę razy, aż w końcu stanęła i westchnęła.
- Niech będzie - odwróciła się i zaczęła odchodzić. - Idę poszukać Vulpisa! - machnęła na pożegnanie ręką.
Kiedy dziewczyna zniknęła za rogiem spojrzał na Albę zdezorientowany. Nieznajoma była dziwna, może nawet bardziej. W szczególności niepokoiło go to, co robił w pokoju dziewiątki. Zdążył już wywnioskować, że nazywa się Vulpis i jest tu kimś na kształt szefa.
- To była Colea, jinchuriki ośmioogoniastego - powiedziała, jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce w którym zniknęła dziewczyna. - Chodź. Naprawdę się zmartwiliśmy, kiedy Vulpis cię przyniósł. Kompletnie zapomniałam poinformować cię o tych kwiatach.
Zaprowadziła go do salonu, gdzie na kanapie siedzieli dwaj mężczyźni. W jednym z nich rozpoznał Simia, ale drugiego w ogóle nie kojarzył. Kiedy weszli do pokoju mężczyźni spojrzeli na nich.
- Czyżby dzieciątko potrzebowało popołudniowej drzemki? - powiedział Simia z kpiącym uśmiechem.
Spojrzał na niego z wściekłością. Dlaczego zawsze musiał go tak denerwować tymi głupimi odzywkami?! Był kapitanem, może i byłym, ale był!
- Nie jestem dzieckiem - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Hę? Więc niby ile masz lat - kiwnął głową w jego kierunku w pogardliwym geście.
- 128 dla twojej wiadomości - wysyczał.
Simia wypluł herbatę, którą aktualnie pił i zaczął niekontrolowanie kaszleć. Drugi mężczyzna poklepał go po plecach, żeby Simia zaczął normalnie oddychać.
- Naprawdę? - spojrzał na dziewczynę z niezadowoloną miną i zirytowany. - Muszę poszukać Vulpisa. Zajmijcie się nim! - krzyknęła i wybiegła do ogrodu.
Spojrzał na mężczyzn. Czemu on?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz