wtorek, 29 sierpnia 2017

Rozdział 13

Dziewczyna rzuciła się na niego i objęła mocno, płacząc. Zamarł na chwilę, ale w końcu przytulił ją niepewnie, uspokajająco gładząc jej plecy. Pozwolił, żeby wypłakała się i dopiero wtedy odsunął ją od siebie delikatnie.
- Co tutaj robisz, Hinamori? - zapytał kolejny raz.
Dziewczyna zacisnęła usta, a załzawione oczy utkwiła w ziemi.
- Dlaczego, Hitsugaya-kun? - odpowiedziała pytaniem. - Dlaczego zdradziłeś? - Prawie krzyknęła.
Zamarł słysząc jej słowa. Przecież został częściowo oczyszczony z zarzutów, a na pewno na tyle, że już nie jest zdrajcą. Yamamoto dosadnie powiedział, że po jego powrocie zostanie omówione jego dalsze bycie kapitanem, ale na pewno nie powiedział, że zostaje zdrajcą.
- O czym ty mówisz, Hinamori? - złapał ją za ramiona i obserwował zdenerwowany.
- Zostałeś ogłoszony zdrajcą, Hitsugaya-kun - wyszeptała, ledwie wstrzymując łzy. - Wszyscy kapitanowie i porucznicy dostali rozkaz złapania cię, a w szczególnym przypadku zabicia.
Wybuchła płaczem i znowu przytuliła się do niego. Zamarł, nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu. Jest zdrajcą Soul Society? Ale dlaczego?
- Wiedziałam, że coś za szybko poszło - z trudem odwrócił się do Alby, która westchnęła i pokręciła głową.
Okłamali go? Ogłosili go zdrajcą? Zacisnął ręce i spuścił głowę, opierając czoło o ramię Hinamori. Nie mógł w to uwierzyć.
- Jednak nadal zastanawiam się jakim cudem przełamałaś barierę i tutaj weszłaś - Hinamori zwróciła wzrok na Vulpisa.
Puściła Toshiro i usiadła na ziemi, ocierając oczy z resztek łez. Pociągnęła kilka razy nosem i westchnęła.
- Skorzystałam z pomocy paru osób - wyszeptała.
Vulpis zmarszczył brwi i spojrzał w kierunku siedziby. Te dwa nieznane mu źródła reiatsu musiały należeć do osób z których pomocy skorzystała dziewczyna. Zmarszczył brwi i westchnął. Zbliżył się do Toshiro i Hinamori, odciągając ich na bok. Oboje spojrzeli na niego zaniepokojeni. Po chwili w miejscu w którym siedzieli ktoś przeleciał, pozostawiając po sobie wgłębienie w ziemi. Toshiro wzdrygnął się i jeszcze minimalnie odsunął. Tajemnicza postać zatrzymała się dopiero na drzewie, a chmura pyłu zasłoniła ją.
- Tylko na tyle cię stać?! - odwrócił się w kierunku Simia. Jak zawsze musiał się wmieszać w jakąś bójkę.
Z pyłu wydostał się Zaraki, który uśmiechał się kpiąco, trzymając w ręce miecz. Rękawem starł z oka krew, która lała się strumieniami z rany na głowie. Prychnął, jakby w pogardzie i rzucił się do ataku.
- To chyba moja kwestia! - krzyknął, krzyżując miecze z Simią.
Przez chwilę siłowali się, jednak ostatecznie to Simia wygrał z Zarakim, kiedy to odchylił się razem z mieczem i kopnął Kenpachiego z półobrotu posyłając go na Albę. Dziewczyna w ostatnim momencie odskoczyła, nie chcąc mieszać się w walkę. Może i była jinchuriki, ale miała znacznie bardziej spokojne usposobienie od reszty. Vulpis westchnął, ale nie przerwał walki. Wszyscy musieli się czasem wyszaleć.
***
Zaraki doskoczył do niego, powtórnie krzyżując miecze. Uśmiechnął się kpiąco. Może i Zaraki był silny, ale nie wystarczająco by być dla niego jakimś poważnym zagrożeniem. Rozluźnił nieco uścisk na mieczu, kiedy poczuł nieznaną mu energię. Odwrócił się w tym kierunku, jednak był to jego błąd. Poczuł jak w jego ramieniu zatapia się ostrze, rozrywając je, a on sam po chwili został odesłany na rosnące niedaleko kwiaty. Syknął z bólu i wstał na nogi, opierając się przez chwilę na mieczu. Po chwili jednak uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na Zarakiego.
- Jednak nie jesteś aż tak słaby - mruknął. Spojrzał ukradkiem na swoją ranę, która może i była dość płytka, ale mocno krwawiła. - Chyba muszę bardziej skupić się na walce. - Jego ranę otoczyła czerwona powłoka, która zatrzymała dalszy upływ krwi, ale nie uleczyła obrażenia. - Alas będzie wściekły.
Cudem odskoczył od atakującego go Kenpachiego. Znowu za bardzo rozmyślał nad nieważnymi sprawami, co przypłaciłby kolejną raną. Schylił się przed zanpakuto i wbił swój miecz w nogę Zarakiego odskakując po chwili od niego. Kenpachi prychnął i sięgnął ręką do przepaski, zasłaniającej jego oko. Zerwał ją jednym ruchem, a jego reiatsu wzrosło kilkukrotnie, przygniatając do ziemi Hinamori. Hitsugaya przytulił ją, żeby chociaż częściowo oddzielić ją od silnej energii. Uśmiechnął się, przewidując świetną zabawę i skoczył na Zarakiego, uwalniając reiatsu bestii. Cztery silne ogony zafalowały za nim, a z boków głowy wyrosły długie rogi. Kiedy Kenpachi zatrzymał jego miecz, jednym z ogonów oplutł jego ramię i pociągnął, tym samym wytrącając broń z ręki przeciwnikowi. Błyskawicznie odwiązał ogon i kopnął go w brzuch odsyłając kilka metrów dalej. Jego miecz odrzucił za siebie, żeby Kenpachi go nie dosięgnął. Zaraki wstał na nogi i zaczął kaszleć krwią. Czuł, że parę żeber miał już złamane, a pozostałe nadłamane. Simia skoczył na niego i zaatakował, jednak Kenpachi zatrzymał jego miecz ręką, do której za chwilę dołożył drugą. Grunt pod nim załamywał się, tworząc dziurę, na jego twarzy pojawiły się kropelki potu, a po rękach spływały strużki krwi, niknąc w głębokich rękawach kimona. Uśmiechnął się kpiąco i wyrwał miecz, od razu raniąc w bok przeciwnika i dopiero odskoczył. Zaraki prawie się przewrócił, kiedy jego rana pokryła się bąblami, które powoli, jeden za drugim wybuchały, a po jego skórze spływała krew pomieszana z lawą.
- Son Goku posługuję się głównie lawą - rzucił do Kenpachiego.
Zmarszczył brwi, kiedy Zaraki uśmiechnął się kpiąco. Z taką raną już dawno powinien paść martwy na ziemię, a on nie dość, że trzymał się całkiem nieźle to jeszcze się uśmiechał jakby nigdy nic. Prychnął jednak po chwili i mocniej ścisnął miecz. To i tak bez znaczenia, jeden atak i po nim. Skoczył do niego i zamachnął się na niego, jednak nie wykonał cięcia. Niemal krzyknął, kiedy tamten z całej siły ścisnął jeden z jego ogonów i odrzucił go w stronę siedziby. Zatrzymał się dopiero, kiedy przeleciał przez pół ogrodu i wylądował z hukiem na ziemi. Minęła chwili nim wstał na nogi. W kącikach jego oczu lśniły łzy bólu, a on sam wściekle patrzył na Zarakiego. Ogony były jednymi z ich słabych punktów, były jedną z najwrażliwszych części. Warknął pod nosem i mocniej chwycił broń. Zabawa się skończyła. Używając shunpo znalazł się zaraz przy przeciwniku i przebił jego brzuch na wylot, a następnie kopnął, odsyłając na drugi kraniec pola treningowego. Zanim jednak wylądował Simia znalazł się przy nim i ciął jego ramię, głęboko zatapiając w jego ciele miecz. Zaraki wylądował na ziemi i wziął kilka głębszych oddechów. Wszystkie jego rany otoczyły bąble, które pękały. Kiedy Simia chciał zadać ostateczny cios został zatrzymany. Jego rękę trzymał Vulpis, patrząc na niego w pewien sposób karcąco. Prychnął tylko i wyrwał się zmieniając miecz w tatuaż. Jego rana na powrót pokryła czerwona powłoka, tym razem silniejsza. Jego obrażenia powoli zaczęły się zaleczać, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Obok Zarakiego pojawiła się Alba i zbliżyła dłonie, otoczone czerwoną energię, do ran i zaczęła je uleczać. Kenpachi zemdlał już wcześniej, a teraz oddychał płytko i szybko. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zwiększyła ilość energii. Simia odwrócił się i wrócił do siedziby, kompletnie ignorując niezadowolone spojrzenie Vulpisa. Hinamori cała drżała, wciąż przerażona ogromną energią, która cały czas utrzymywała się w powietrzu. Alba w końcu westchnęła, kiedy udało jej się uleczyć bąble, co sprawiło, że stan mężczyzny nie był już krytyczny. Już szybciej uleczyła pozostałe rany i odsunęła ręce.
- Zabiorę go do siedziby - powiedziała.
Chwyciła go za ramię i zniknęła. Vulpis westchnął, spojrzał na Toshiro i Hinamori. Na to wygląda, że opanowywanie bestii będą musieli zostawić na później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz